21. października 1939 r. Niemiecka zbrodnia w Krobi

21 października 1939 r. we wspomnieniach Henryka Kamińskiego z książki „Krobskie wspominki”:

Pamiętną tragiczną sobotę poprzedziły gorączkowe przygotowania hitlerowców, aby publiczna egzekucja na mieszkańcach napełniła trwogą, zaszczepiła respekt. Już w czwartek 19 października zawiadomiono 30 obywateli Krobi i okolic, aby obowiązkowo stawili się w ratuszu. Byli to:

  1. Bohm Antoni z Krobi
  2. Sumiński Mariusz z Kuczyny
  3. Gil Józef z Niepartu
  4. Korytowski Józef z Chwałkowa
  5. Cholewiński z Zielina
  6. Wolny Franciszek z Karca
  7. Trawiński z Krobi
  8. Pawlicki Henryk z Krobi
  9. Chudy Marceli z Krobi
  10. Sonnenberg Kazimierz z Krobi
  11. Łoniewski Julian z Krobi
  12. Zborowski Jan z Krobi
  13. Szczurny z Pępowa
  14. Poprawa z Pępowa
  15. Walczak z Pępowa

Na ww. obywatelach wykonano wyrok śmierci, natomiast:

  1. Andrzejewski Jan z Żychlewa
  2. Urbański Stefan z Krobi
  3. Kaczmarek z Wilkonic
  4. Tchórz Wojciech z Czeluścim

5, Majchrzak Jan z Żychlewa

  1. Łagoda Franciszek z Żychlewa

7, Kaczmarek Leon z Drobi

  1. Sierpowski Jan z Domachowa
  2. Wójt z Pępawa

po kilkudniowym zatrzymaniu w areszcie zostali zwolnieni do domu. Nie było nic wiadomo o dalszym losie Kosińskiego Stefana i Smektały Macieja. Prawdopodobnie zostali przewiezieni do więzienia w Rawiczu. Inna wiadomość stwierdza, że zginęli w żwirowni gostyńskiej.

W piątek wcześnie rano zażądano od właściciela młyna, pana Kulczyńskiego, aby dostarczył do tartaku Tomasza Wiśniewicza sto jutowych worków. W tartaku czekała już grupa byłych żołnierzy Obrony Narodowej, kierowana przez pracownika magistratu Jana Szparkę. Napełnili oni worki trocinami, załadowali również grube belki stropowe i z całym ładunkiem młyńską platformą zajechali na rynek od strony -wschodniej. Wszystkie czynności były wykonywane pod pilnym nadzorem niemieckiej policji. W międzyczasie grupa byłych żołnierzy Obrony Narodowej udała się na cmentarz, gdzie pod kierunkiem grabarza Wojciecha Kubaszewskiego wykopała duży, masowy grób. Na rynku krobskim wyrwano część bruku, a kamienie odrzucono pod ścianę. W opróżnione miejsce wkopano belki, które przylegały ciasno jedna do drugiej. Miejsce bruku wypełniono luźnymi trocinami, pełnymi workami obłożono belki. W ten sposób wybudowano ścianę śmierci z klasycznym kulochwytem. Wszystkim stało się wiadome, że krobski rynek będzie świadkiem tragedii, jakiej wiadome, jakiej średniowieczne miasto jeszcze nigdy nie widziało. Nie jest mi wiadome, w jakim celu wszystkich zatrzymanych przetransportowano do Gostynia, a po kilku godzinach przywieziono do Krobi. Pojawił się cień nadziei. Przypuszczano bowiem, że po przesłuchaniu, wrócą do domów. Niestety, ściana śmierci była już gotowa. W tragiczną sobotę woźny magistratu ogłosił po ulicach, aby każdy obywatel stawił się W godzinach popołudniowych na rynku. O godzinie 14.00 do młyna przyszedł niemiecki policjant Erich Pohl, mieszkaniec Ziemlina, doskonale władający językiem polskim. Nakazał mi, abym udał się razem z nim na rynek. Nogi się pode mną ugięły, czułem bliską śmierć. Zdawałem sobie sprawę, że mogę zginąć, jako że należałem do czołówki aktywu harcerskiego. Erich widząc moje zdenerwowanie, pocieszył mnie, że nic złego się nie stanie. Otrzymał od Niemców polecenie, aby przyprowadzić jednego harcerza i jednego członka katolickiego stowarzyszenia. Tym drugim był Jan Jakubiak, od dwóch lat przebywający w Krobi u swych krewnych. Zaprowadzono nas pod ratusz od strony północnej, gdzie stała garstka żołnierzy Obrony Narodowej, których pilnował esesman z karabinem maszynowym. Spośród tej grupy pamiętam: Stanisława Sadowczyka, Stanisława Burza, Feliksa Wojaczyka oraz grabarza Wojciecha Kubaszewskiego.

Oczekiwaliśmy na egzekucję całą godzinę, czas się dłużył, więc esesman wszczął z nami rozmowę. Pytał się, jakiego rodzaju przestępstwa dopuścili się skazani. Muszę uznać wielką odwagę Wojciecha Kubaszewskiego, który odpowiedział, że nie wie, kto będzie rozstrzelany, lecz aresztanci jego zdaniem to „ganz unschuldihe Leute”, czyli zupełnie niewinni ludzie. Niemiec nie odezwał się ani słowem. Całe przedpołudnie było słonecznie i ciepło, w godzinach popołudniowych niebo zachmurzyło się, jakby chciało dostroić się do powagi chwili. W całym mieście zapanowała bezwietrzna cisza. Kilka minut po godzinie 14.00 nadjechał czerwony autobus z napisem „Richpost”, a z jego wnętrza wysypała się spora gromadka podpitych żołdaków SS. Natychmiast skierowali się ku salce magistrackiej, skąd słychać było rozochocone rozmowy, podsycone piciem alkoholu. Wszyscy wiedzieliśmy, że przed chwilą odbyła się egzekucja w Gostyniu. Gestapowcy zabezpieczali rynek ustawiając w narożnikach karabiny maszynowe. Zgromadzeni mieszkańcy z przerażeniem obserwowali skierowane w swoją stronę lufy.

O godzinie 15.45 wysypała się cała grupa gestapowskich oprawców, którzy ustawili się w dwóch rzędach w odległości 10 metrów od miejsca egzekucji. Pluton egzekucyjny odwrócony w kierunku domu pana Ludwika Małeckiego czekał na rozkaz, czekaliśmy i my, nękani bólem ściskającym serca. Punktualnie o godzinie 16.00 otworzyła się brama magistrackiego podwórka, od strony południowej wyprowadzono na śmierć ośmiu obywateli. Ręce mieli założone na głowie, po dojściu do ściany mieli się do niej odwrócić. W tej chwili padła komenda dowódcy plutonu egzekucyjnego – ładuj broń, w tył zwrot, celuj. Salwa potężnie huknęła, odbijając się echem od ścian domów. Ośmiu niewinnych padło na ziemię. Pluton czekał na następnych skazanych. W międzyczasie podjechała młyńska platforma powożona przez Romana Giezka. Ja i Cl, którzy stali ze mną, mieliśmy załadować ciała na wóz. Podchodzimy i – o zgrozo! -wśród rozstrzelanych dostrzegam mego przyjaciela ze szkolnej ławy, Kazimierza Sonnenberga, z wyszarpniętą twarzą, z której ciurkiem spływa krew, gdzieś obok jego rozbite okulary. Widzę eleganckie ubranie pana Gila, jego zielony trencz wydzielał delikatny zapach Perfum. Widzę Franciszka Wolnego z zapiętymi u dołu nogawkami  – widocznie ostatnią podróż przed śmiercią z Karca do Krobi odbył rowerem. Widzę dobrze zbudowane postaci panów Trawińskiego i Bohma, w których – mimo iż stali już przed majestatem śmierci – tliło się jeszcze życie. Widocznie trzy pociski przeznaczone dla każdej ofiary nie dokończyły ,,dzieła”. Pseudo-lekarz, do którego obowiązków należało stwierdzić zgon, wydobywa z kabury pistolet i strzela w serca skazańców dających oznaki życia.

Ten sam los spotkał również Henryka Pawlickiego. Był najodważniejszy z całej grupy skazańców, szedł na czele; jego też uśmiercono z pistoletowej dobitki. Gestapowcy popędzali nas, abyśmy jak najszybciej ładowali ciała na platformę. Mnie nakazano zgarnięcie resztki mózgów i jakiś strzępów twarzy zmieszanych z krwią; musiałem to robić gołymi rękoma. Skoro tylko platforma usunęła się z widoku, wyprowadzono następnych skazańców, którzy zostali zamordowani w podobny sposób. Gestapowcy okazali „wielkoduszność”, bo miano rozstrzelać trzydziestu Polaków, a wyrok wykonano na piętnastu. Po dokonaniu egzekucji i oczyszczeniu miejsca straceń z ciał, wóz w otoczeniu gestapowskiej eskorty skierował się na cmentarz. My szliśmy za platformą, aby złożyć ciała do wspólnej mogiły. Byłem bliski załamania psychicznego i fizycznego. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego taka potworność miała miejsce na tym świecie. Za wozem podążało kilkadziesiąt osób, wśród których zauważyłem przyjaciela, Mariana Szymanowskiego. Przywołał on mnie do siebie i wspólnie zniknęliśmy w tłumie. Moja nieobecność nie została zauważona, bowiem Niemcy bardziej pilnowali pomordowanych, aniżeli nas, Polaków pogrzebników. Maryś widział mój opłakany stan. Byłem cały zbroczony krwią, do moich butów przykleiły się resztki zakrzepniętej krwi, resztki ciał, mózgów. Maryś zaprowadził mnie do posesji pana Gryczki; tam pod studnią trochę się obmyłem. Poszliśmy do domu. Byliśmy rozdygotani, przygnębieni, skołatani. Nazajutrz rozebrano ścianę straceń, belki oddano do tartaku, a trociny wrzucono w doły, glinianki, które znajdowały się między kościołem św. Idziego a posesją pana Gryczki. Puste worki, porozrywane od kul i zbroczone krwią, zwrócono do młyna. Andrzej Szpurek, emeryt mieszkający tuż przy młynie, zajął się oczyszczeniem worków z krwi. Moczył je w wodzie, a potem suszył, rozwieszając na płotach. Pan Szpurek uszanował niewinnie przelaną krew, gdyż popłuczyny przenosił do ogrodu i podlewał nimi drzewa, aby polską krwią nasycić glebę, by puściła soki żywotne na nieuchronną pomstę. Młodzi dni tych pamiętać nie mogą, nie znają też przyczyn masakry. Ale my, żyjący ówcześnie, odczytaliśmy sens metod gestapowskich. Reżim hitlerowski pokazał, jakimi sposobami ujarzmić polską ludność – terror, terror i jeszcze raz terror. Wiadomo, że właściciele majątków ziemskich posiadają autorytet wśród robotników folwarcznych, więc trzeba im odebrać przywódcę. Wiadomo, że Antoni Gohm, znany i ceniony działacz społeczny, a poza tym ojciec licznej rodziny, musi zginąć.

Zginęli Julian Łoniewski i Zborowski, także posiadający liczne rodziny. Zginąć musieli też Kaziu Sonnenberg i Marcel Chudy – przedstawiciele najmłodszej generacji, ku przestrodze dla innych. Rozstrzelano Jana Trawińskiego, bo przecież u niego, nie gdzie indziej, uboższa ludność szukała pomocy w redagowaniu podań o pracę, o zapomogę czy też o zmniejszenie podatku. Był przyjacielem ludu, więc musiał zginąć. Niemcy sięgnęli do warstwy chłopskiej – rozstrzelano Franciszka Wolnego, człowieka bardzo spokojnego, oraz Cholewińskiego, bo nikt nie wiedział, jak w przyszłości tacy ludzie mogliby zagrozić armii hitlerowskiej. Zginęli Henryk Pawlicki, młody przedsiębiorczy handlarz bydła, aby cała brać handlowo-kupiecka, miała się na baczności.

Od tej pamiętnej daty rozpoczęła się pięcioletnia niewola i katorga dla mieszkańców Krobi i całej Polski.

Ilekroć odwiedzam krobski cmentarz, nie mogę nie złożyć hołdu pierwszym ofiarom hitlerowskiej okupacji. Pamiętaj o tym, przechodniu, mimo że nie żyłeś w tamtych czasach. Przelana krew nie poszła na marne, przelana krew zrodziła zemstę. Po kilku latach przyszła wolność.  Dziadku Andrzeju! Soki zaowocowały.

Z 30 aresztowanych rozstrzelano 15 osób:

  • Antoni Böhm (ur. 6 czerwca 1891 r., krawiec z Krobi)
  • Jan Borowski (ur. 15 lipca 1905 r., kolejarz z Krobi)
  • Marceli Chudy (ur. 5 sierpnia 1916 r., budowlaniec z Krobi)
  • Stanisław Gil (ur. 18 października 1888 r., zarządca majątku z Niepartu)
  • Wojciech Holewiński (lub Cho-lewiński, ur. 21 marc 1875 r., ziemianin z Ziemlina)
  • Józef Korytowski (ur. 29 grudnia 1893 r., właściciel ziemski z Chwałkowa)
  • Henryk Pawlicki (ur. 6 lipca 1908 r., rzeźnik z Krobi)
  • Feliks Poprawa (ur. 16 listopada 1921 r., robotnik rolny z Pępowa)
  • Kazimierz Sonnenberg (ur. 18 lutego 1919 r., urzędnik miejski z Krobi)
  • Mariusz Sumiński (ur. w lipcu 1908 r., z Kuczyny)
  • Jan Szczurny (ur. 7 grudnia 1914 r., robotnik rolny z Pępowa)
  • Jan Trawiński (ur. 12 grudnia 1897 r.)
  • Walenty Walczak (ur. 4 lutego 1915 r., robotnik rolny z Pępowa)
  • Franciszek Wolny (ur. 26 listopada 1892 r., rolnik z Karca)
  • Julian Łoniewski (lat 39 – policjant z Krobi)

Zbrodnia dokonana najprawdopodobniej przez Einsatzkommando nr 15 SS (dowódca sturmbannfuhrer Franz Sommer)

Decyzję o egzekucji podejmowali burmistrz Karl Kollewe, wójt Karl Gustaw Begermann i księgowa Anna Barufe.

Grób zamordowanych przez niemców mieszkańców Krobi -1946-10-21

Krobia pomnik w miejscu egzekucji z 21.10.1939 r.

Krobia pomnik w miejscu egzekucji