Zegar miejski w Krobi

Edmund Klinkowski – Przyczynki do dziejów Krobi (1793-1806 r.) – opisuje historię związaną z wymianą zegara z ratusza w Krobi:

W dawnych czasach  „zegar miejski” w tak małym mieście jak Krobia miał zupełnie inne znaczenie niż dzisiaj, gdzie może tylko jeszcze jest rodzajem ozdoby. Zegary ścienne i kieszonkowe nie znajdowały się jeszcze we wszystkich domach, a na wieżach kościelnych spotykano je przeważnie tylko w większych miastach, to też chronometr miejski, umieszczony przeważnie na ratuszu, był rzeczą bardzo ważną, podług niego bowiem regulowano wszystkie inne zegary w mieście.

Takim, często starożytnym zegarem, który niekiedy był istne monstrum mechaniki, opiekował się zazwyczaj osobny urzędnik miejski. W Krobi był nim dozorca zegara i sikawek (Uhrsteller u. Spritzenmeister) Józef Tefelski, do którego obowiązków należało naciąganie zegara, porządne oliwienie jego mechanizmu, czyszczenie i dbanie o to, aby dobrze wskazywał godziny. Fachowcem Tefelski nie był, w ogóle ani w Krobi, ani w Gostyniu i Poniecu zegarmistrza wówczas nie było.

W styczniu 1804 raportuje radca v. Hirschfeld, jako instancja przełożona magistratu krobskiego, do Poznania, że krobski zegar miejski znajduje się „w bardzo złym stanie”, czyli że naprawa jego jest nieodzowna. Koszty naprawy oblicza się na 313 talarów (dla porównania całoroczna pensja burmistrza wynosiła wówczas 150 talarów). Kamera Poznańska uważała sumę tę za zbyt wygórowaną, wobec czego rawicki zegarmistrz Bischoff ofiarował się przeprowadzić naprawę za 210 tal. Hirschfeld jednakowoż powątpiewał o jego zdolnościach fachowych i postarał się o to, że pracę tę oddano znanemu mu osobiście zegarmistrzowi leszczyńskiemu Scholtzowi. W międzyczasie stwierdził jednak inspektor budowlany Dulitz w raporcie do Kamery, że zegar ten w ogóle już nie nadaje się do naprawy i że koszty naprawy równałyby się kosztom zakupu nowego zegara. Wobec tego postanowiono, aby Scholtz zbudował nowy zegar, a gdy magistrat krobski szczęśliwie utargował jeszcze 50 tal., ugodzono się na cenę 200 tal. z warunkiem, że Scholtz otrzyma stary zegar na własność. W początku kwietnia zatwierdziło ministerstwo zamówienie to, wobec czego wypłacono zegarmistrzowi zaliczkowo 100 tal.

Jak zegar ten był wykonany, jak wyglądał, czy wybijał godziny, wszystko to jest niewiadome. Przeszło rok pracował nad nim zegarmistrz, miał on przecież być dziełem trwałem, na którem możnaby polegać. W grudniu 1805 był wykończony i ustawiony w Krobi, przypuszczalnie na strychu ratusza (wówczas ratusz nie posiadał prawdopodobnie wieży). Przy tej sposobności stwierdził jednak zegarmistrz, „że Tefelski nie posiada odpowiednich wiadomości, aby móc się z dziełem tem obchodzić”. Swoje wątpliwości zakomunikował radcy Hirschfeldowi, nadmieniając, że jego zdaniem mistrz kowalski Daniel Schulz „znacznie lepiej do tego się kwalifikuje”. Hirschfeld dał to dalej do Poznania, Kamera do Berlina, a ministerstwo poleciło (28. 01. 1806) funkcje „dozorcy zegara” oddać kowalowi. Najdrobniejsze nawet sprawy szły wówczas do Berlina do rozstrzygnięcia — co nam wydaje się dziś dziwne — lecz „dozorca zegara” był personą magistracką a jako taki mógł być angażowany i zwalniany tylko za zgodą ministerstwa.

W ten sposób postarano się o należytą opiekę nad miejskim zegarem.