Pewnego dnia robotnicy, pod dozorem paru żołnierzy niemieckich, przy murze ratusza od strony wschodniej wykopują bruk. Zwożą deski. Z tych desek ustawiają piramidy-osiem metrów szerokie i dwa metry wysokie. Przywożą worki napełnione trocinami z tartaku, przy tychże deskach nakładają jeden na drugi. Nie wiedzieliśmy, dlaczego to robią, co to wszystko ma znaczyć. Rozmaicie ludzie o tym myśleli. Jedni mówili, że tam przedstawienie będzie, drudzy, że obywateli będą rozstrzeliwać itp. Gdy po trzech dniach robotę zakończyli przyjechał czerwono pomalowany autobus z żołnierzami. Było to dnia 21 października 1939 roku koło południa.Wtedy już wszyscy w mieście i okolicy wiedzieliśmy, że będą rozstrzeliwać. Kazali ogłosić, by publiczność zgromadziła się na rynku i była świadkiem sprawiedliwości niemieckiej. Jak surowo karzą Polaków obywateli, za „bandytów polskich”, którzy Niemców pomordowali ( w rzeczywistości Niemcy zginęli na polu minowym).
Oczekiwaliśmy z niecierpliwością z bijącym sercem, chwili barbarzyństwa ludzkiego. Co chwila wyglądaliśmy oknami, lecz ludzie nie gromadzą się. Tu i tam widać dzieci i ciekawskich. Widocznie, tak ja my, stoją przy oknach zamkniętych. Na rogach rynku poustawiano żołnierza z karabinem maszynowym. Tak jeszcze oczekujemy jakieś pół godziny. W kramie u mnie przez okno wystawowe patrzą: Matka, dziewczęta, Hirek, służąca. Na samej górze, okienkiem patrzę ja i moi robotnicy Władek i Janek Poprawa z Babkowic. Wreszcie na rynku ustawia się wojsko w szeregu. Od strony zachodniej, na ramię broń marsz! Wysocy, młodzi, około 20 lat. Chłop w chłopa, jednakowi. Oficer z boku prowadzi. Maszerują od strony zachodniej na stronę wschodnią. Odliczają 1,2… do 10 po trzech, razem 30-stu. Stanęli blisko rynsztoka, oddaleni jakieś 15 metrów od zbudowanych ’PIRAMID’. Było też widać dużo samochodów z oficerami, jeden cywil- Starosta z Gostynia. Chwilę po nich z ratuszowego podwórza, furtką od naszej strony (południowej) wychodzą skazani. Pierwszy pojawił się Pawlicki, cofnął się.
Wypchnięty ręką żołnierza i krzykiem „hande hoh”. I tak jeden po drugim z goła głową, lekko obleczeni w marynarkach z podniesionymi rękoma do góry maszerują na miejsce skazania. Było ich ośmiu, prowadzeni przez dwóch szeregowców i podoficera. Ustawiono ich twarzami do worków, z podniesionymi rękami. Po takim ustawieniu, żołnierze eskortujący wycofali się. Na komendę oficera: „karabin celuj”. Pierwsza linia klęcząca na jedno kolano, druga i trzecia stojąco. Komenda „fajer”. Padło 30 strzałów. Skazańcy przeszyci strzałami padli na plecy. Widać było całe twarze zalane krwią. Podoficer eskortujący podszedł do leżących ofiar, badał, który z nich daje znaki życia i jeszcze do dwóch oddał po strzale z rewolweru. Po tej czynności robotnicy wypchnęli wóz tzw. rollwagen, wcześniej przygotowany, stojący na boku. Prędko, błyskawicznie ciała powynoszono na ten wóz i przykryto płachtą. Odstawiono wóz pod ścianę ratusza od strony południowej.
Druga egzekucja odbyła się tak samo jak pierwsza. Skazańców było siedmiu. Zaprzęgnięto konie do wozów i ciała zawieziono na cmentarz katolicki, gdzie już był grób wykopany. Poukładano ich jeden obok drugiego i zaraz zakopano.
Na cmentarz nikt nie mógł pójść za wyjątkiem robotników, którzy wcześniej do tej czynności
byli przeznaczeni. Było ich kilkunastu. Spamiętali, jak ciała zostały poukładane. Rodziny nad każdym swoim zmarłym poustawiały drewniane krzyże z nazwiskiem, datą urodzenia itp. Ta mogiła przypomina chwile tragedii, gdy musieliśmy tej zbrodni przypatrywać się. Czy człowiek chciał czy nie, musiał płakać. Łzy same cisnęły się do oczu. Jeden z mych robotników, Janek 26 lat, tylko pierwszej egzekucji przypatrywał się. Wpadł w taki płacz, że nie można go było długo uspokoić, jak małe dziecko płakał i płakał. My wszyscy pozostali, uczestniczący w tym wydarzeniu, płakaliśmy. Okropny obraz, przez całe życie, pozostanie w pamięci. Moje córki na dole jak widziały prowadzonych skazańców z podniesionymi rękami uciekły do pokoju i już więcej nie chciały nic widzieć. Tylko jeden „Krzyżak” ma serce z kamienia i ten jak głaz nie poruszy się. Chełpi się tym, że jego kultura jest najwyższa w Europie, ba nawet na całym świecie.
Miało być rozstrzelanych 30 mężczyzn. W ostatniej chwili miał przypomnieć się miejscowy Pastor, który protestował i 15 osób uratował. Ci uratowani jeszcze około 14 dni zamknięci byli w Ratuszu. Największy „zwierz” tego miasteczka, oficer komendant miasta, ulokował się na probostwie. Księża musieli probostwo opuścić. Do tego władcy życia i śmierci, ośmieliła się udać pani Kaczmarkowa, żona Leona. Nie było tak łatwo przed jego oblicze się dostać. Tam stała wacha (warta), miała szczęście, przepuszczono ją. Na klęczkach z płaczem prosiła o uwolnienie od śmierci jej męża. Powiedział jej ”teraz polski płacz podnosicie, ale jak niewinnych Niemców mordowano, nogi i ręce im wyrywało to nie płakaliście”. Jednakowoż pan Leon Kaczmarek znalazł się wśród tych piętnastu uwolnionych. Nie wiemy czy to płacz żony czy wstawiennictwo Pastora spowodowało uwolnienie uwięzionych. W dzień stracenia, przed południem dali skazańcom papier i ołówek. Rozkazali pisać pożegnania do żon, rodziny itd. Można było napisać tylko krótkie listy. Przez opłaconych ludzi kazali te pożegnania doręczyć. Na rowerach rozjechali się. Było ich kilkunastu z Krobi i okolicy. Niemcy dołączyli informację, że dziś będą straceni. Można sobie wyobrazić boleść nieszczęśliwych żon, matek i dzieci. Żony w rozpaczy schodziły się pod ratusz, by w ostatniej chwili uprosić, ubłagać. Wszystko na próżno, nie pozwolono się pożegnać. Wacha stała przed ratuszem, zatrzymywali ludzi i brutalnie wypychali (taki mieli rozkaz). Mdlejących i upadających wynoszono do restauracji lub do pobliskich mieszkań. Nie jeden z nas pytał sam siebie, po jakiego diabła powiadamiali nieszczęśliwe niewiasty. To są właściwości psychiki niemieckiej, wszystko matematycznie obliczone. Obraz krzyżacki, zniewolenie wewnętrzne, gdy mogą napatrzeć się na tortury, gdy jedna boleść pociąga drugą. Przyjemność im to sprawia, że ich przeciwnicy widzą te tortury, mają truchleć przed ich krzyżacką sprawiedliwością i kulturą. Był to przypadek, bo inaczej tego nie można nazwać, ze jeden ziemianin z Chwałkowa jechał swoją bryczką przez rynek. Żołnierz zatrzymał, wprowadził do ratusza.. Kuczer (woźnica) objeżdża i objeżdża bryczką naokoło rynku. Pana jego jak nie ma tak nie ma. Wreszcie ośmielił się zapytać strojącego na warcie żołnierza. Ten także nie wiedział, posłał do innego, który oświadczył, że ma wracać, gdyż pan nie wróci. Na drugi dzień żona otrzymała list pożegnalny. A był to jeszcze młody mąż, około 35 lat. Czyż nie można w tym przypadku zmysły stracić? Cała 30-stka siedziała w sklepie (piwnicy) pod ratuszem. Gdy pierwszych piętnastu żegnało się z rodziną, to wiedzieli, że ostatnia chwila nadchodzi. Pozostałych piętnaście osób nie wiedziało, co z nimi zamierzają zrobić, byli pewni, że jutro to samo ich czeka. Jeden z tych ostatnich uwolnionych, opowiadał mi ostatnie przeżycia skazańców. Początkowo zachowywali się dość spokojnie, upominali się o księdza-odmówiono. Stopniowo narastał niepokój, mało jeden do drugiego mówił, jakby sumienie roztrząsał, czynili rachunek sumienia. Zdawało im się, że to wieki trwa, im bliżej przybliżała się chwila śmierci, tym bardziej wzrastał niepokój. Jedni modlili się po cichu, drudzy głośno, inni rwali włosy całymi garściami z głowy, ostatni tłukli głowami o ścianę. Byli i tacy jakby im zmysły odchodziły, dziko śmiali się. Wreszcie nadeszła chwila. Otworzono drzwi, oświadczono im, że każdego, którego wywołają po nazwisku i przeczytają powód stracenia, aby zadość stało się sprawiedliwości hitlerowskiej, ma opuścić celę i wyjść na podwórze. I tak ten i ten, ziemianin za to, że pozwolił na swoim gruncie miny założyć wojsku polskiemu, młodzieniec lat 18, że uderzył Niemca w twarz itd. Przemocą ich wypchnięto i stało się zadość niemieckiej sprawiedliwości. Na drugi dzień nad mogiłą działy się rozdzierające w rozpaczy, płaczliwe sceny. Jeden drugiego pytał, po co i za co tyle ofiar przelało krew. Oto ich nazwiska, wiek, zawód i stanowiska:
- Kazimierz Sonnenberg lat 18, sekretarz biurowy, kawaler, Krobia
- Heniu Pawlicki lat 30, handlarz, kawaler, Krobia
- Julian Łoniewski lat 47, żandarm policji, żonaty, Krobia
- Jan Borowski lat 46, robotnik, żonaty, Krobia,
- Marceli Chudy lat 22, technik budowlany, kawaler, Krobia
- Marian Sumiński lat 37, hrabia, ziemianin, żonaty, Kuczyna
- Józef Korytowski lat 43, ziemianin, żonaty, Chwałkowo
- Antoni Bohm lat 48, krawiec, żonaty, kilkoro dzieci, Krobia
- Jan Trawiński, lat 45, były woźny, żonaty, Krobia
- Stanisław Gil, lat 47, dyrektor dóbr Gogolewo, żonaty, kilkoro dzieci, Niepart
- Feliks Poprawa, lat 18, robotnik rolny, kawaler, Pępowo
- Jan Szczurny, lat 25, robotnik rolny, kawaler, Pępowo
- Walenty Walczak, lat 24, robotnik rolny, żonaty, Pępowo
- Wojciech Cholewiński, lat 60, gospodarz, żonaty, Ziemlin
- Franciszek Wolny, lat 60, gospodarza, żonaty, Karzec
Opracowałem na podstawie Księgi II Pamiętników Antoniego Kołodziejczaka – zachowując specyficzną składnię i język Wielkopolanina wnuk autora Leszek Kołodziejczak
Międzyrzecz 12 lipca 2008r.